Noc pod namiotem z bezkresnymi widokami dookoła... Taka gratka jest niezwykle pożądana przez wędrowców biwakujących. Nic więc dziwnego, że wieże widokowe do takich lokalizacji zaliczam...
Pogoda sprzyjała, a właściwie zapowiadało się korzystne okno pogodowe, więc postanowiłem zabrać aparat fotograficzny i wyruszyć na łowy. Tym razem miał to być zachód słońca bez spóźnienia się, no i następujący po nim brzask i wschód naszej dziennej gwiazdy.
Na wieżę przyszedłem na godzinę
przed zachodem. Nisko schodzące słońce nie oświetlało już leżącej w
kotlinie Lipnicy, prześwitując jeszcze nad wieczornymi dymami. Ale
Iwkowa rozciągnięta na kilku kilometrach, w znacznej mierze cieszyła się
miękkimi i pomarańczowymi blaskami słonecznej poświaty.
Znalazłem
czas na rozłożenie namiotu, gdy już na zachodzie powoli rozpoczynał się
spektakl zachodzącego słońca. Noc zapowiadała się ciepła i w zasadzie
mógłbym zrezygnować z namiotu, jednak dość mocny wiatr zachęcał do
osłonięcia się przed nim. Ponadto muszki przypominające małe osy nieco
dokuczały, a nie ma to jak odrobina spokojnego snu...
![]() |
Od
zachodu niebo już nabierało brzoskwiniowego odcienia, smużąc w oddali
zanikające pasma gór delikatną mgiełką. Światło nie było zbyt
kontrastowe, ale mimo swego rozproszenia, pozwalało na identyfikacje
oddalonych obiektów. Bliższe nadajniki GSM dobrze nadawały się do
orientowania w terenie, gdyż lokalizację ich znakomitej większości
znałem.
Także wbijająca się w pomarańczowe niebo antena w Chorągwicy
pozwalała na odłożenie niewielkiej odległości w prawo ku północy, by
dostrzec górujący nad okolicą kościół w Biskupicach. Ulokowany na
wysokim cyplu, swą strzelistą sylwetką wyraźnie odcinał się na tle
czystego nieba.
Tymczasem obrót ziemi usytuował tarczę słoneczną już dość nisko nad linią horyzontu.
Dziękowałem
sobie, że nie przyszedłem na ostatnią chwilę, bo to co rozpoczęło się
teraz, warte było obejrzenia i uwiecznienia. Drobne pasma poziomo
rozciągniętych obłoków nabierały karminowej barwy, a grubsza smuga przez
chwilę przesłaniała w połowie tarczę słoneczną, jakby pozując
romantycznym bądź impresjonistycznym malarzom.
Gdy słońce znalazło
się tuż nad horyzontem, rozsnute mgiełki i obłoczki lekko przesłaniały
je niczym muślinowa zasłona w perskim pałacu. Mając świadomość ulotności
chwili, czułem nieprzepartą potrzebę jej zatrzymania w kadrze. Niedługo
potem już tylko rąbek tarczy nabija się na wysoki komin, po czym zachód
słońca się dokonuje.
Niebo
jest niemal bezchmurne poza nikłymi obłoczkami nad widnokręgiem.
Wieczorne zorze powoli gasną, ustępując coraz ciemniejszym odcieniom
nieboskłonu. Zapalają się światła w miastach i przy drogach, a w
zasadzie, to wcześniej zapalone stają się teraz coraz lepiej widoczne.
Skoro
nie zabrałem statywu, to dalsze fotografowanie nie rokuje stabilnych
ujęć. Nad Lipnicą już całkiem ciemno, podobnie jak i nad Iwkową, gdzie
spoglądając nieco w prawo, dostrzegam wyraźną łunę świateł bijących od
Nowego Sącza.
Urządzam się zatem w namiocie, nastawiam budzik na
4:30, czyli na pół godziny przed wschodem słońca i zasypiam kołysany
lekkim bujaniem konstrukcji wieży, poddającej się z oporem mocnym
podmuchom wiatru.
Pobudka!
Z ciepłych odmętów snu wyrywa mnie przenikliwy alarm w telefonie.
Wychylam głowę na wschodnią stronę i poranne zorze potwierdzają, że to
już czas na przygodę z wschodem słońca.
Od rozlewisk Dunajca
rozścielają się poranne opary, rozciągając się na pobliskie doliny.
Mgliste widoki nastrajają sennie, bo krótki sen jeszcze nie wywietrzał
spod powiek, jakby bagatelizując przyjemność działań fotograficznych.
Jednak właśnie kontemplacja wschodu słońca jest celem dzisiejszego
poranka, więc aparat idzie w ruch, choć bez specjalnego pośpiechu, bo
pora jeszcze wczesna. Tak więc co ciekawsze senne krajobrazy stają się
uwiecznionymi kadrami.
Wreszcie
pojawiają się bardziej zdecydowane barwy, niezbicie informujące, że w
teatrze wschodzącego słońca rozpoczyna się projekcja premiery tego dnia.
Oczekuję pojawienia się tarczy słonecznej, lecz mimo nadejścia
właściwego czasu, słońce nie wychodzi! Przecież nigdy się nie spóźniało!
No
tak, - gęsta zasłona porannej mgły wiszącej nad ziemią, skutecznie
tworzy zaporę. I właśnie po kilku minutach znad tej mglistej barykady
nieśmiało wyłania się górny półokrąg tarczy słonecznej, jeszcze
nieśmiało przebijającej się przez rzednący opar. Wyższe chmury już
wielobarwnie podświetlone dają znakomitą oprawę, a słońce już w pełnej
krasie pojawia się na wschodniej sferze. I dolne mgły i wyższe obłoki
dają piękne obramowanie, nieco tłumiąc jaskrawość światła, dzięki czemu
widowisko olśniewa urodą, a nie tylko jasnością, która jeszcze nie
oślepia.
Spoglądam
nieco dalej na południe, gdzie barwy pomarańczu nie dochodzą jeszcze, a
poranne mgły nie odparowują. Jednak światło dnia już całkiem rozwidnia
okolicę i budzi przyrodę do życia.
Tymczasem słońce osiąga pułap
niskich chmur, chowając się za nimi, to znów wyzierając przez niewielki
przezior. Dzień zaczyna się na dobre, ale dla mnie to oznacza krótką
chwilę na dospanie o poranku, więc jeszcze dwie godziny otula mnie
ciepło puchowego śpiwora :-)
Wreszcie
budzę się na dobre, bo dzień już w pełni, co zresztą widać dookoła.
Zwijam sprawnie swój podniebny obóz i bynajmniej nie z obłoków schodzę
na ziemię.
Teraz
wędruję do pobliskiej kapliczki św. Urbana przy dawnej pustelni, po
drodze zbierając borówki i odwiedzając bliższą kapliczkę na Kociołkowie.
Do Urbanka niedaleko, więc miejsce w sam raz się nadaje na
przygotowanie śniadania, tym bardziej, że bije tam źródło wody
zdecydowanie najlepszej w okolicy.
Można
już wracać do domu. I pewnie wędrowałbym tak powoli przez piękny las,
gdybym nie napotkał grupki dzieci z pobliskiego obozu, które zmyliły
drogę do wieży, więc tajną ścieżką podprowadziłem je na szczyt
Szpilówki, a na wieży objaśniłem położenie bliższych i dalszych gór.
Po zejściu z wieży upewniłem się, że cała grupa której druga połowa na Szpilówkę przybyła już wcześniej, zna wystarczająco teren i tym razem ruszyłem w drogę powrotną. Po drodze bez problemu spostrzegłem pomoce nawigacyjne pozostawione przez poprzedników, a przegapione przez "tropicieli"...
Od
Krzyża Powstańców ruszyłem w dół ścieżką niebieską "Niepodległa", by
wykonać jej przegląd po niedawnej akcji ścinania drzew przez
Nadleśnictwo. Poza resztkami na porębach i tak dobrze uprzątniętych,
tylko dwa drzewa ze znakami poszły pod topór. Jesienią uzupełnię
oznakowanie.
Od
Potoku Piekarskiego pod górę droga była mocno rozjeżdżona, ale że było
sucho, dało się przejść bez problemu. Jednak w miejscu gdzie ścieżka
odchodziła od czarnego szlaku prowadzącego grzbietem, drzewo znakowe
zostało wycięte, a to tym gorzej, że właśnie na nim znajdował się znak
informujący o zmianie kierunku ścieżki w lewo w dół do potoku. Brak tego
oznaczenia może być bardzo mylący, bo ten kto nawiguje według dotąd
czytelnych oznaczeń, zamiast skręcić w lewo, z braku stosownego znaku
pójdzie prosto... Za uzupełnienie powstałego braku zabiorę się niebawem.
![]() |
| Jeśli rozpoznajesz to rozdroże 300m od wejścia w las od strony Lipnicy, to tutaj ścieżka niebieska "Niepodległa" skręca w lewo. |
Po
wyjściu z lasu nie ma już niespodzianek. Nawet gdyby nie było znaków,
zabudowania Lipnicy są widoczne z daleka, a dojść do rynku można kilkoma
wariantami, więc błądzenie raczej nie zagraża.
Ja przyjąłem skrót
czarnym szlakiem, przy którym obficie rosną śliwki i jabłka, a po
czereśniach i wiśniach nie ma już śladu. Zaś sama Lipnica w dolinie
prezentuje się malowniczo, zatopiona w odmętach zieleni.
Droga wśród drzew prowadzi obok opuszczonej chaty. Za nią już zabudowania Lipnicy Dolnej, a za rzeką Lipnica Murowana. Jestem u siebie :-)
Piękna
jest nasza okolica i pięknie prezentuje się z niedalekiej wieży
widokowej na Szpilówce. Z Lipnickiego rynku można tam dojść albo
szlakiem czarnym i w Dolinie Piekarskiego Potoku zmienić szlak na
zielony prowadzący obok Krzyża Powstańców do wieży (i dalej do Tarnowa),
albo wspomnianą Ścieżką "Niepodległa" prowadzącą nieco krótszą trasą do
Krzyża Powstańców i dalej wcześniej wspomnianym szlakiem zielonym do
wieży.
A z powrotem...? Tutte la strade conducono a Lipnica - Wszystkie Drogi Prowadzą do Lipnicy :-)
.





















































































Klimat noclegu jak zawsze na plus :)
OdpowiedzUsuńZawsze lubię mijać drzewka owocowe na szlaku, zwłaszcza gdy już są dojrzałe. Nie raz uzupełniłem swoją wycieczkową dietę o coś świeżego i pełnego witamin ;)
Ta wieża w sobie coś ma... Zresztą, to nie pierwsza wieża na której łączyłem zachód słońca z wschodem.
UsuńA w okolicy znam większość krzewów i drzew owocujących dziko, a smak natury i jej wartości są nie do przecenienia.
Cóż, - prawdziwa przygoda zaczyna się już za domem, a z czasem sama staje się jakby domem... :-)