Strony

sobota, 25 czerwca 2016

Worek Bieszczadzki - czerwiec 2016


Jednym z miejsc w polskich górach do którego najczęściej wracam, jest bez wątpienia Worek Bieszczadzki. Wciśnięty pomiędzy graniczny San od jego źródła, a pasma Bieszczadów Wysokich z masywem Halicza, Krzemienia i Bukowego Berda, jest malowniczym i tajemniczym zakątkiem, sięgającym najdalej na południowy wschód do Sianek i wspomnianego źródła Sanu.

Obszar Worka Bieszczadzkiego widziany z Bukowego Berda

Tym razem do Worka wróciłem niemal przypadkowo. Wędrując Szlakiem Niebieskim Granicznym z Małgorzatą, opowiadałem jej o tym zakątku. Bodaj na tyle sugestywnie, że na ostatni dzień dwutygodniowej wędrówki za niebieskimi znakami, postanowiliśmy zejść z Granicznego i zapuścić się do źródeł Sanu.

Po zakwaterowaniu się w Lutowiskach, nasza przemiła gospodyni podrzuciła nas do Bukowca - miejsca w Worku Bieszczadzkim do którego można jeszcze dojechać samochodem.


Dalej czekała nas wędrówka około 11 km w jedną stronę, wiec ruszyliśmy w stronę Beniowej. Na rozdrożu zestaw tablic informacyjnych i kadź do produkcji potażu.



Droga wiodąca w lewo, to bodaj optymalny kierunek wędrówki. Już na początku marszu można natknąć się na jeden z krzyży przydrożnych, by po przejściu przez połać lasu, wyjść na otwarty teren, gdzie na rozległej płaszczyźnie rozlokowała się niegdyś wieś Beniowa.




Okolona Sanem i pasmami gór, była to spokojna łemkowska wieś. Dzisiaj długa, wijąca się droga prowadzi obok mokradeł śladem starych drzew i kolejnych krzyży, do skromnych pozostałości - starej lipy oraz cmentarza z ledwo dostrzegalnymi ruinami cerkwi, z której najlepiej zachowała się chrzcielnica z rysunkiem ryby.








Mijamy to ciche i spokojne miejsce, niegdyś tak żywe i radosne... Śladem nikłej ścieżki schodzimy do moczarów, za którymi przebijamy się przez ciemny las, idąc pomostem drewnianym ustawionym na niegdysiejszym nasypie kolejki wąskotorowej. Po lewej szumi strumień - to San, ledwie widoczny przez gęstą zasłonę liści.




Dochodzimy do ostatniego szańca cywilizacji. Kilkanaście lat temu stał tu Schron nad Negrylowem, konstrukcyjnie przypominający wagon z przedziałami. Został tylko budynek BdPN i ukryty w gąszczu domek leśniczego. Pana Tadeusza dzisiaj nie zastaliśmy.




Znaki ścieżki zdradzają kolejny punkt na trasie. To grobowiec hrabiny, - miejsce legendarne tak jak i same postaci Stroińskich. Obiekt zakazanych wędrówek PRL-u i duma z dobrnięcia. Teraz cel nieomalże spacerów.

Po drodze obserwujemy wijący się San, surową Ukrainę tuż za nim i ruiny folwarku, gdzie Franciszek ze swą ukochaną Klarą mieszkali szczęśliwie, choć zbyt krótko... A San prowadzi nas dalej.





Wreszcie śladem ścieżki, mostków i zdziczałych sadów dochodzimy do cerkwiska i cmentarza. Resztki krzyży informują o miejscu, a wiedzy dopełnia opis na tablicy. Jedynie odnowione grobowce z kapliczką świadczą, że jesteśmy w miejscu bardzo wyjątkowym.

Zdziczały sad owocowy. Wiosną kwitnie dla wędrowców...





Grób Hrabiny - poczytajcie o niej i o miejscu w internecie. Ciekawa i nie pozbawiona zawirowań i smutku historia... No i wręcz kultowość miejsca. Ech...





 


Oszczędzam akumulator, bo już miga rezerwa, ale na to miejsce nie mogłem żałować.
Spotykamy tu idącą przed nami parę sympatycznych ludzi. Zachęcamy ich do pójścia na punkt widokowy w Siankach i do źródeł Sanu. Stąd już niedaleko, więc skoro warto, to przystają na naszą propozycję. Podwiozą nas także do głównej drogi, bo wyrwać się z Bukowca byłoby niemal niemożliwe inaczej niż piechotą...

Dochodzimy do punktu widokowego na ukraińskie Sianki. San dzieli dwa kraje, ale przed wojną to była jedna wielka miejscowość. Wielka, bo miała takie znaczenie jak dzisiaj Zakopane, głównie dzięki położeniu pomiędzy Krakowem a Lwowem i linii kolejowej zapewniającej transport także z południowej Europy. Dzisiaj widać zabudowę z linią kolejową i drogę schodzącą do Przełęczy Użockiej. Tam właśnie przebiegał Główny Szlak Beskidzki, prowadzący do wschodnich granic Polski i kończył swój bieg na Stochu, będącym ówczesnym trójstykiem, niemal jak dzisiaj Kremenaros. My zaś spoglądamy na elektriczkę, sunącą właśnie w stronę Użoka.





Do niedawna tu się kończyła trasa turystyczna. Dalej nie wolno było pójść, choć tak jak wcześniej grób hrabiny, tak i później pasmo graniczne było wyzwaniem dla śmiałków. Ale już od pewnego czasu źródła Sanu są udostępnione dla ruchu turystycznego, z czego już korzystałem. Dzisiaj też pójdę tam z przyjemnością.




Źródło jest już na terenie Ukrainy, ale można tam dojść całkowicie legalnie. Między znakami granicznymi przed krzyżem jest płyta z opisem źródła, nieco poniżej bije samo źródło. Miejsce przyjemne i znaczące, więc warto zajrzeć. Gdybyż jeszcze można było przejść granicą przez Opołonek, Kinczyk Bukowski do Przełęczy Bukowskiej... Ale dobrze, że można dość do miejsca w którym się znajdujemy.




 
 

Wracamy. Droga powrotna mija szybciej, bo tą samą trasą. Choć przy zabudowaniach nad Negrylowem odbijamy drogą drwali, wiodącą przez gęsty las. Widać z niej po chwili Kopę Bukowską i Wołowy Garb. Niedługo później dochodzimy do parkingu na Bukowcu. Lekko pokropiło, a po deszczu w okolicy, pojawiła się tęcza :)



 







Tak jak w okolicach odwiedzanych na Niebieskim Szlaku, tak i tutaj nie brakuje cmentarzy wojennych. Zaglądamy jeszcze na ten w Bukowcu, który położony jest nieco powyżej cerkwiska i starego cmentarza przycerkiewnego. Czas powoli zaciera ślady, choć widać też dbałość gospodarzy miejsca...













Nasi zmotoryzowani towarzysze podróży transportują nas do drogi głównej w Stuposianach. Są na tyle mili i uprzejmi, że skręcają do Lutowisk, chociaż powinni kierować się w inną stronę. Polecam im zatem inne ciekawe miejsca w okolicy i w Lutowiskach dziękując gorąco, rozstajemy się.
Dziękuję Wam także i teraz, życzę spotykania dobrych ludzi i odwiedzania interesujących miejsc!

My zaś wracamy do naszej stacjonarnej przyczepy, gdzie nieoceniona gospodyni czeka na nas z obiadem! Obficie, smacznie i niedrogo :) Jeśli będę kiedyś wracał w te strony, to już wiem, gdzie zapytam o zakwaterowanie. Dla samego kontaktu z dobrymi ludźmi warto!
No i zobaczcie jak wygląda wnętrze domku.

Dziękujemy i do zobaczenia!

 
Kuchnia - widok z jadalni - salonu. 

Pierwsza sypialnia

Druga sypialnia

Trzecia sypialnia

Trzecia sypialnia - strona przeciwna 

Łazienka

Salon - jadalnia



Do zobaczenia Bieszczady... :)

_

4 komentarze:

  1. Też tam byłem kilka lat temu :) Bardzo urocze miejsce dla mnie największe wrażenie zrobił cmentarz w nieistniejącej już wsi Beniowa. Ołtarz z rybą. Wrażenie zrobiło na mnie też świadomość, że te tereny były zamieszkałe, i zostały zburzone wsie, praktycznie po zera. Gdzieniegdzie widać, że byli tam ludzie, gdzie rosną zdziczałe już drzewa śliwy i inne. Po Ukraińskiej stronie widać miejscowość Sianky, wcale nie taką małą. I linie kolejową. A dochodząc do źródeł Sanu aż ciężko uwierzyć, że z takiego źródełka, kilkanaście kilometrów niżej płynie już wielka rzeka. Muszę poszukać informacji o tym grobie hrabiny bo nie wiedziałem, że to aż taka historia się z nim wiąże i że w czasach PRL był obiektem pielgrzymek. Z jakiego powodu?

    Pozdrawiam,
    Grzesiek T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak... Miejsca niesamowite - niegdyś ludne, gwarne, dzisiaj puste i ciche. Tę przeszłość trzeba zobaczyć oczyma wyobraźni i skonfrontować z aktualnym odludziem...

      Historia hrabiny Klary i jej męża Franciszka, to także ciekawa opowieść, którą poznawałem z zainteresowaniem. A ich grób, a zwłaszcza legendarny już grób hrabiny, to swoisty symbol. Z jednej strony symbol uczuć i miłosnego dramaty, z drugiej strony, właśnie w PRL-u tenże grób był w najbardziej niedostępnym miejscu gdzie można było znaleźć ślad dawnych czasów. Tuż przy granicy, w pobliżu rządowego ośrodka Muczne (Kazimierowo) strzeżonego przez WOP i inne mniej przyjemne służby. Zatem dostać się tam, gdzie nie było dróg, ścieżek, szlaków, a tylko zasieki i patrole i do tego zapalić znicz na jedynym relikcie przeszłości - grobie hrabiny, to było nie lada wyzwanie i osiągnięcie.
      Ale najlepiej się czyta właśnie te wspomnienia i wyczyny z epoki. Nawet dzisiaj nie każdemu chce się tam pójść, choć ranga wyczynu już jest wielokrotnie mniejsza niż przed laty.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Przedstawiłeś to jako magiczne miejsce. Muszę się tam zapuścić. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejsce zaprawdę magiczne. Mam mapę pokazującą zaludnienie tych terenów przed wojną. Zaludnienie, a dzisiaj odludzie...
      Idąc tamtędy, spróbuj sobie wyobrazić dawne czasy, domy i tętniące życie. Zostały tylko krzyże i stara lipa w Beniowej...

      Pozdrawiam!

      Usuń