Poprzednia noc na wieży - dwa tygodnie temu, zapowiadała się ciekawsza, zwłaszcza jeśli chodzi o widoki świtem i o wschodzie słońca. Wtedy zabrałem lepszy aparat, obiektywy i statyw. Plon przy pięknych widokach wyszedł obfity.
Tym razem pogoda nie zwiastowała powtórki, toteż zabrałem prostszy sprzęt, bez statywu. Ale i tak udało się udokumentować widowisko nad ranem.
Zaskoczyła mnie spora frekwencja o świcie, kiedy około piątej nad ranem na wieży było wraz ze mną 13 osób! Ale rzeczywiście było warto.
Gdy już rozwiały się mgły, nie pozostawiwszy śladu bytności, zszedłem na dół na śniadanie. Po skromnym posiłku - kawa i dwie bułki mojego wypieku, odwiedziłem niedaleką kapliczkę i następnie pustelnię u Urbanka, gdzie telefonicznie zameldował się kolega, będący z żoną w pobliżu. Wróciłem więc na wieżę jeszcze raz spojrzeć na Lipnicę i biologicznym odbiornikiem akustycznym namierzyłem lokalizację kolegi. Jego gromkie "ho-ho!" dobiegało od północnej połaci lasu i niebawem dołączyłem do zespołu u podnóża Szpilówki.
W drodze powrotnej zobaczyliśmy jeszcze "mój" kanion, by wczesnym popołudniem powrócić do Lipnicy.
Teraz czekam na deszczowy ciepły wieczór który zawiesi mgły o poranku, bym miał kolejny pretekst na "noc wieżącego" ;-)
Cztery godziny snu...
.




















































Brak komentarzy:
Prześlij komentarz