Kamień Grzyb "rośnie" niedaleko - ot, kilka kilometrów. Ale po drodze miała być tajemnicza paryja (paryja - głęboki wąwóz, zawalony spróchniałymi i powalonymi drzewami, często zarośnięty i nieprzebyty).
Oczywiście lubię nowe i niedostępne miejsca, a opowieść o głębokim rozpadlisku postanowiłem sprawdzić już następnego dnia.
Wybrałem się standardową trasą pieszo - rowerowo - samochodową, czyli asfaltem. Także dlatego, że niebawem mam poprowadzić na Kamień Grzyb grupę seniorów, a na sąsiedniej łące ma być ognisko. Trzeba było zatem wszystko wstępnie przetrenować.
Wiosna tymczasem zrobiła się jak marzenie. Ciepłe słoneczne promienie i piękne obłoki z soczystą zielenią traw, żółcią mleczy i bielą wszelkiego kwiecia, tworzyły idylliczne widoki. Aparat trzaskał radośnie, a kilometrów ubywało.
Przed podejściem Na Wyski Dział odbiłem według opisu - do paryji. Zaiste, okazała się głęboka, przepastna i dzika. Gdybym powiedział że byłem w Amazonii, pewnie niejeden dałby się nabrać.
Ruszyłem jednak na azymut w stronę Kamienia. Doszedłem nawet według przewidywań do drogi schodzącej z Wyskiego Działu, którą dostałem się pod wejście do rezerwatu. Sam Kamień Grzyb znałem doskonale, a co ciekawe - pierwszy raz byłem tam ciemną nocą z dziewczynami, jakieś trzydzieści lat temu. Od tego czasu kamienie i dziewczyny zmieniły się zaskakująco niewiele :)
Z rezerwatu przeszedłem odszukać łąkę, a z niej przez las, skrótem powróciłem do drogi z której skręcałem do paryji. Poznanie nowych ostępów i ścieżek podobało mi się jak zawsze, a nadto wypatrzyłem lisa, sarny i dwa zajączki. Nieco bardziej przełajową drogą doszedłem do klimatycznej kładki na potoku, skąd skrajem drogi powróciłem w swoje strony, zaglądając przy okazji na cmentarz.
Kilometrów tego dnia było niewiele, ale nowa eksploracja nagrodziła to spokojne wędrowanie.
Zapraszam na slajdowisko :)
_
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz