Izrael na zimę...
...czemu nie! W zasadzie, to nie przepadam za zimą, a zwłaszcza moje kilkukrotnie odmrożone paluchy. Jeśli dodać do tego deficyt węgla i jego wywindowane ceny w sezonie 2022/23, to uznałem, że taniej będzie przezimować na izraelskiej pustyni!
Mając już jakieś doświadczenie z pobytu w tym kraju, postanowiłem swój plan wprowadzić w życie.
W rzeczywistości poepidemicznej, normalność nie powracała tak szybko jak została zburzona. Czekałem bowiem na uruchomienie jesiennych lotów Ryanair-a do Eilatu, ale siatka połączeń tej linii jakoś nie wskazywała na wznowienie rozkładu.
Kiedy już w domu zaczęło się robić zimno, zdecydowałem na lot do Tel Avivu, co wiązało się z wieloma niedogodnościami, ale póki co, innego rozwiązania nie było.
Nie przepadam za tym wielkim lotniskiem. Jakoś jednak udało mi się przez nie przebrnąć i z pomocą koleżanki szczęśliwie dotarłem do Betlejem. Miałem bowiem w planach skorzystać z bliskości kolebki chrześcijaństwa i zanim przetransportuję się do Eilatu, na spokojnie zahaczyć o Betlejem i Jerozolimę.



W Betlejem
Betlejem to Autonomia Palestyńska. Państwo podległe Izraelowi, dość dziwny twór w skali międzynarodowej.
Palestyna przywitała mnie muralami i rozgardiaszem architektoniczno - budowlanym. Niby Bliski Wschód, a niby "Wolna Amerykanka" :-) Ale to już znałem z lat poprzednich.
Z racji bliskości i wczesnej pory, swe kroki skierowałem do Bazyliki Narodzenia. To szczególne miejsce przyciąga niezmierzone masy odwiedzających - tak na tle religijnym, jak i turystycznym, bo nawet wyznawcy innych religii i niezwiązane z jakąkolwiek religią, są tu ujmowani w statystyki.
W nieco już popołudniowej porze miałem okazję wejść niemal bez kolejki, kiedy główne tłumy już się przetoczyły. Czternastoramienna srebrna Gwiazda Betlejemska w Grocie Narodzenia oznacza miejsce narodzenia małego Jezusa, zaś w sąsiedniej ciasnej niszy znajduje się osłonięty żłobek, gdzie Maryja złożyła dzieciątko po porodzie.
Grota narodzenia połączona jest z sąsiednimi grotami - św. Józefa, św. Hieronima, Świętych Młodzianków, ale przejście jest zamknięte, zatem do wspomnianych grot wchodzi się od przylegającego do Bazyliki - kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej, by po wyjściu do świątyni, opuścić ją wśród przepięknej kolumnady w krużgankach.
Jezus narodził się w grocie, a twardy żłób zastępował mu łóżeczko. Nie był to kres jego niemowlęcych niewygód, bowiem Święta Rodzina nie mogła zbyt długo pozostawać u pasterzy. Tym bardziej gdy św. Józef otrzymał we śnie ostrzeżenie o prześladowaniach Heroda, najpierw przeniósł swą rodzinę do Groty Mlecznej, gdzie Maryja karmiła Jezusa przed ucieczką do Egiptu. Podczas karmienia, kropla mleka upadła na posadzkę, a cała grota zajaśniała bielą. Miejsce to jest szczególnie nawiedzane przez małżeństwa proszące o potomstwo.
Lecąc do Izraela, najchętniej wybrałbym lotnisko Eilat Ramon, jednak Ryanair nie mógł się zdecydować na otwarcie tego kierunku jesienią 2022 roku. Przylatując zatem do Tel Avivu, musiałem się przemieścić do Eilatu drogą lądową.
Z Betlejem dojechałem autobusem do Jerozolimy, by dopiero stamtąd wsiąść na autobus zmierzający na południe kraju.
Zakup biletu autobusowego zasługuje na osobny akapit. Od czasu pandemii, w autobusach nie można już płacić gotówką, jak za starych dobrych czasów. Bilety są realizowane za pośrednictwem karty Rav-Kav, którą można kupić głównie na dworcach. Kartę trzeba doładować kwotą co najmniej 30 szekli. Sama karta kosztuje 3 szekli, bilet z Jerozolimy do Eilatu 80 szekli (jesień 2022), zatem stówę wypada "zatankować", by zostało jeszcze na kursy po mieście.
Na dworcu namierzyłem całkiem dobrze zaopatrzony sklep outdoorowy, znajdujący się na drugim piętrze naprzeciw stanowisk z lewej strony (o ile dobrze pamiętam). Mając chwilę czasu zapoznałem się z bogatym asortymentem, kupując przy okazji mały kartusz "setkę" za dwadzieścia kilka szekli.
Podróż autobusem do Eilatu trwała ponad cztery godziny. Autobus był komfortowy, z ogromną przestrzenią na nogi przed każdym siedzeniem! Nogi można było też rozprostować na postojach przy drodze, gdzie także spoglądałem na ofertę wyposażenia outdoorowego. Co do panoramy nad Morzem Martwym, to sami zobaczcie :-)
W Eilacie
Który to już raz przybywam do Eilatu...? Chyba to będzie dziesiąty? Jakoś jeszcze nie policzyłem.
Melduję się u znajomych w Białym Domu. Nie, nie obejmuję we władanie Gabinetu Owalnego ani apartamentu prezydenckiego, a skromny pokoik, zanim urządzę się na pustyni. Zaś sam Biały Dom to malowidło wykonane w ramach zapłaty za gościnę na patio, no i od tego malunku dom gościnny przybrał swą nazwę.
Ale pustynia ciągnie. Zakotwiczyłem się niedaleko wcześniejszych lokalizacji, by mieć blisko na pustynne szlaki i na sam Szlak Izraelski. Już pierwszego dnia wyszedłem zjeść kolację na Har Tsefahot, skąd mogłem obserwować dawno nie widziany horyzont.
Zimowanie na ciepłej pustyni ma wiele plusów. Główny - to plus temperaturowy. Ten jest zawsze, czyli ciepło. Dzienna temperatura w zimie na południu Izraela oscyluje wokół 20°C. Raz więcej, rzadko mniej, ale zawsze ciepło, podczas gdy z Polski dochodziły mnie wieści o -20°C i śnieżnych zaspach.
Innym plusem był brak kosztów za ogrzewanie - co w prostej linii było pochodną pierwszego plusa.
Panel słoneczny ładował odbiorniki, a słońca na to też nie brakowało. Zaś kolega z koleżanką dostarczali takie ilości jedzenia, że tylko lodówki mi brakowało.
Plusem był też brak rozmów o polityce. Polska autokracja do mnie nie docierała, a tą lokalną interesowałem się szczątkowo. Jednak życie w górach sprawia, że człowiek jest ponad tym wszystkim. I w przenośni i dosłownie.
Nadeszły Święta Bożego Narodzenia. Kilka dni wcześniej kolega wylatywał na dwa tygodnie do Tajlandii i poprosił bym zaopiekował się jego mieszkaniem. To było mi na rękę, więc kolację wigilijną przygotowałem w warunkach bardziej cywilizowanych niż tydzień wcześniej czy też dwa tysiące lat wcześniej. Polskie prawdziwki doprowadziłem do postaci mogącej udawać zupę grzybową, co wraz z lokalnymi przysmakami dało bodaj dwanaście dań. Do chanukiji (żydowski świecznik) wstawiłem dwie świeczuszki, a stajenkę miałem w komórce.
Miałem też plan pojechać na święta do Betlejem z lokalną społecznością chrześcijan, ale tak pomieszałem informacje z ogłoszenia, że w końcu zostałem w Eilacie...
W same zaś święta, wzorem trzech mędrców wyruszyłem na wędrówkę po pustyni. Co prawda nie prowadziła mnie gwiazda betlejemska, ale jeden z rozlicznych okolicznych szlaków. Okolica była dla mnie w sam raz na jednodniówki. Dzień za dniem mogłem poznawać kolejne szlaki, a było ich w pobliżu naprawdę sporo.
Czasem przyjeżdżał ktoś z Polski i robiliśmy wspólne wypady w okolicę. Często była to Góra Joasi - Har Yoash. Urzekające miejsce do kontemplowania zachodów słońca przyciągało mnie wielokrotnie. A gdy tylko trafiało się towarzystwo, można było fotografię zaprząc na wyższym poziomie. A potem nocne ognisko na pustyni pod gwiazdami i kolejne zachody słońca. Trzeba się było tylko rozglądać, bo w sąsiedztwie zanotowano jedno ukąszenie skorpiona, - na szczęście według ekspertów - nie gościmy tu śmiercionośnych skorpionów.
Nadszedł nowy rok 2023. Oczywiście z dnia na dzień nic się oprócz tego licznika nie zmieniło. Pogoda jak i wcześniej tak i nadal - jak marzenie. O zimie w Polsce niemal zapomniałem, choć w ramach przypomnienia regularnie docierały do mnie śnieżne zaspy, na szczęście jedynie przez WhatsApp-a :-)
O ile w Polsce królowały kule śnieżne i bałwany, o tyle na pustyni można napotkać na tajemnicze kule kamienne. Wyglądają jak amunicja do Car-puszki, ale ich geneza jest zgoła odmienna.
W czasach prehistorycznych, pewne formy życia zatapiały się w błocie bądź masach ziemnych, które zastygały, grzebiąc wewnątrz archaiczny organizm. Ten pod wpływem procesów rozkładu uwalniał gazy biologiczne, które jednak nie mogły wydostać się na powierzchnię i zostawały zatrzymane w postaci bąbla gazowego otaczającego pozostałe rozkładające się resztki. W długotrwałych procesach kształtowania się skorupy ziemskiej, te bulbusy - jak się je współcześnie nazywa - ulegały obróbce termicznej w warunkach wysokiego ciśnienia, a stygnąc kurczyły się, odrywając od skały rodzimej. Nie wdając się w szczegóły biologiczno - geologiczne, wnętrza bulbusów przekształciły się w formy kryształów, podobnie zresztą jak dzisiaj uzyskuje się sztuczne kamienie szlachetne. Twory takie znajdywane są w różnych lokalizacjach, z których przypominam sobie przynajmniej trzy. Można je napotkać w stanie nietkniętym, ale też rozłupane siłami natury bądź przez człowieka, poszukującego ich zawartości.


Ale że bulbusy w żadnym stopniu nie były mi kulą u nogi, toteż przedsiębrałem kolejne wyprawy na moje ulubione trzy góry - Har Tzefahot, Har Rehavam i Har Yoash. Zresztą nie mógłbym zbyt długo egzystować w dowolnym kraju, nie przemierzając jego rozległych górskich bądź pustynnych przestrzeni.
Eilat jest miastem z jednej strony zamknięty morzem, z drugiej zaś otoczony drogą zewnętrzną niczym obwodnicą, za którą rozciągają się się bezkresy pustyni Negev. Pomieszkując w bloku przy tejże drodze, wprost nie mogłem jej nie przekroczyć spoglądając z piaski i skały pustkowia. Tak więc moje buty szybko zdzierały się na ostrych skałach chropowatego piaskowca i granitu, z którego - przy udziale wapieni - zbudowana jest w zasadzie cała pustynia.
Obszary przyległe do miasta są też wykorzystywane nieoficjalnie do grzebania kelevów i hatuli, czyli psów i kotów. Takie właśnie szczątki zapewne spoczywały pod tablicami kładzionymi tu dla pupili.
Teren też sprzyjał podnoszeniu umiejętności prowadzenia pojazdów. Dostrzegłam chłopaka uczącego dziewczynę jazdy wszędołazem, a gdy minąłem ich w trakcie instruktażu, ta po chwili ruszyła. Na szczęście drożyna była wystarczająco szeroka i gdy mnie minęła, nie musiałem już dłużej nosić serca na ramieniu ;-)
Gdy za miejscem biwakowym minąłem poboczne wzniesienia, doszedłem do doliny rozlewającej się na okolicę. Napisałem "rozlewającej się", gdyż kilka lat temu doszedłem tu od niedaleko na wschodzie biegnącej drogi, a szedłem już po zachodzie słońca przy czołówce, omijając kałuże z wcześniejszych niewielkich opadów. Wtedy już nie chciałem się cofać do teraz miniętego campu, gdyż moja marszruta na kolejny dzień przewidywała odwrotny kierunek. Wtedy to rozłożyłem namiot na czymś co przypominało wał przeciwpowodziowy, no i właśnie teraz doszedłem do tego miejsca, gdzie pozostawione wtedy przeze mnie kamienie otaczające namiot, odnalazłem nienaruszone.
Wtedy miałem konkretny plan na wędrówkę, ale dzisiaj postanowiłem wdrapać się na wzgórze pod którym podówczas nocowałem. Na płaskowzgórzu natknąłem się na system umocnionych okopów wraz ze stanowiskami strzeleckimi. Z racji bliskości miasta mógł służyć celom szkoleniowym, a równie dobrze w ramach konieczności bronić miasta od tej strony.
Przechodząc obok niewielkiej skarpy, kątem oka zarejestrowałem jakąś nieznaczną formę ruchu. Nie spuszczając wzroku z tego miejsca podszedłem bliżej i wypatrzyłem Harduna, który właśnie spadł z kruchej półki skalnej. Był właśnie pod koniec linienia, na jego lapach można było dostrzec resztki wylinki.
Budownictwo mieszkaniowe w Izraelu ma się dobrze. Nowe domy regularnie powstają na pustynnych terenach, których w kraju nie brakuje. Często są to osiedla niewielkie, ale bardzo estetycznie zaprojektowane. Energia elektryczna jest już powszechnie odzyskiwana ze słońca, podobnie jak i ogrzewana jest woda. Tą jednak trzeba przesyłać z Eilatu, gdzie odsalanie wody morskiej opanowano do perfekcji, przy okazji handlując produktem ubocznym, czyli solą.
Obok budownictwa mieszkaniowego, instalacje obronne także są tu powszechne. Nie tylko schrony w miastach i na osiedlach, ale wszelkiej maści instalacje obserwacyjne i obronne, nierzadko połączone podziemnymi przejściami. Bo w każdym calu sprawy bezpieczeństwa, Izrael traktuje bardzo poważnie.
Chodzenie po pustyni sprawia mi zawsze wielką przyjemność. Buty które kupiłem przed wyjazdem, także miały współgrać z moją aktywnością. Liczyłem, że wytrzymają przez zimę, ale mimo że używałem ich zamiennie z sandałami, podeszwa znikała w błyskawicznym tempie. A był jeszcze średnio wysilony plan na Jordanię gdzieś tak na przełom stycznia i lutego, gdzie właśnie miały dotrwać i się sprawdzić. W styczniu zacząłem patrzeć na nie z niepokojem, obawiając się sprawdzenia porzekadła - "idzie luty - szykuj buty"...! Jednak ostre piaskowcowo - granitowe podłoże jest w stanie zweryfikować jakość i wytrzymałość niejednej podeszwy.
A przy okazji bywania w mieście, starałem się przechodzić przez tereny zielone, których na pustyni brakowało mi najbardziej. Ale też lokalsi lubili się wylegiwać na trawie, będącej tu swoistym - sztucznie utrzymywanym - rarytasem.

W pobliżu Eilatu znajduje się rozległy park geologiczny - Timna Park. Składa się z różnorodnych formacji skalnych rzeźbionych wodą, wiatrem i słońcem przez wieki, ale też rzeźbionych ręką ludzką, a mam tu na myśli słynne Kopalnie Króla Salomona, jeszcze z czasów panowania faraonów na tych terenach. Kilka lat temu przechodziłem tu Szlakiem Izraelskim i pomyślałem, że dobrze by było tę miejscówkę odwiedzić na spokjnie, co też uczyniłem.
Bardzo też polubiłem Czerwony Kanion, wyżłobiony spływającymi z pustyni potokami rwących wód. Przez lata miękki piaskowiec wapienny był drążony w głąb skały i teraz można schodzić czterema drabinami na kilka metrów wgłąb szczeliny i podziwiać barwne meandry.
Wąska szczelina po kilkuset metrach przekształca się w regularne wadi, a krótka trasa wyprowadza na powierzchnie i z powrotem do punktu wyjścia. Można też pójść dalej w głąb Wadi Shani i wrócić nieco obszerniejszą, a przez to i ciekawszą pętlą, podchodząc przy okazji przez bezwodny wodospad.
Kiedy zaś długie cienie obwieszczą rychły zachód słońca, na pod skalną ścianą pustyni zapłonie ognisko.
Kilka lat temu wędrując Doliną Arava, spałem w miejscu opisanym kilka akapitów wcześniej. Następnego dnia wędrowałem dalej, by już w ciemnościach nocy wybrać na nocleg pagórek, którym okazała się ...hałda ziemi wydobywanej z odkrywkowego wyrobiska. Nie byłbym sobą, gdybym mając sporo czasu, nie odszukał tej dziury, dającej podwaliny pod moje miejsce noclegu.
Pobliskie kopalnie odkrywkowe jeszcze tu działają, ale to wyrobisko było już nieczynne. Głęboka na kilkadziesiąt metrów dziura wypełniona była na dnie wodą w zielonym odcieniu i budziła respekt swą niedostępnością. Ale skoro zagadka została rozwiązana, misję można było uznać za wykonaną :-)
Wybierając się do Izraela, miałem też plan na góry Jordanii. Na tę okazję zabrałem z Polski pakiet przygotowanej przez siebie żywności długoterminowej, zakładając, że będę wędrować osiem dni, w czasie których na sześć dni muszę nieść zapasy jedzenia. Plany - głównie przez pogodę - się pozmieniały, ale też okazało się, że pod koniec stycznia do Akaby dojdzie Szlakiem Jordańskim Asia, z którą wędrowałem po szlakach w Polsce i Izraelu. Postanowiłem zatem choć na kilka dni wybrać się do sąsiedniego kraju, wykonać mały rekonesans, no i oczywiście odwiedzić Asię
Wizytę w Jordanii umieściłem w osobnym wpisie - Jordania na odwiedziny 2023.
Zaś buty które kupiłem w Polsce, miały wytrzymać planowaną - niedoszłą - ponadtygodniową wędrówkę.
Buty nie wytrzymały. Może jeszcze udało by się w nich trochę pochodzić, ale czułem już pod podeszwą wszystkie nawet mniejsze kamyki, więc komfortu nie było. Szczęśliwie Eilat jest strefą bez VAT, a na dodatek trwa tu permanentna promocja na 50% rabatu na drugą parę obuwia, więc udało mi się znaleźć wspólnika do zniżki i nawet buty - Merrell Moab 3 - kosztowały mnie nieco mniej nić w Polsce. No i wzrost komfortu od razu udało się zaobserwować :-)
Było jasne jak słońce na pustyni, że w nowych butach należało pokonać trasę zapoznawczą. Nic lepszego niż mój żelazny repertuar - pierwszy etap Shvil Israel od Eilatu do drogi nr 12 tuż przy Har Yoash.
Oczywiście nowe buty spisały się na medal, a trasa dostarczyła samych przyjemności, choć była dość wymagająca, ale do tego na pustyni należy przywyknąć, więc już lata temu ten proces z powodzeniem sią rozpoczął. Po drodze zapozował Hardun, a może i była to pani Hardunowa, sądząc po wydatnym brzuszku, a może pan Hardun po posiłku...
Nie wszystkie drzewa mogą się tu zazielenić. Sporo akacji różnych odmian wypuszczało strąki, liście i kolce, ale niektóre drzewa były jak to u wlocie do bezwodnej rzeki - Drzewo Które Umarło Naprawdę.
Niemniej kres życia na pustyni nie nadchodzi bezwzględnie i nieodwołalnie - kilkaset metrów dalej napotkałem krzew, który od korzenia zasychał tak spektakularnie, jakby od lat już podzielił los opisanego wcześniej drzewa. Tu jednak na końcach pędów można było zaobserwować zieleniące się nowe przyrosty, co świadczy o niesamowitej determinacji przeżycia, póki co, wieńczonej sukcesem.
Jednak z czasem nadchodzi też dzień wyjazdu, czy może odlotu do Polski. I właśnie taki dzień nadszedł pod koniec marca, więc trzeba było zostawić piękną pustynię i powrócić w domowe pielesze, gdzie jeszcze mogłem sobie przypomnieć jak wygląda śnieg i jak "smakują" ujemne temperatury.
Ale na pustynię zamierzam jeszcze powrócić :-)
Izrael to dobry plan na zimę. Zamiast wypalać co najmniej dwie tony drogiego i trudno dostępnego węgla czy nie mniej drogiego gazu, to mieszkając w namiocie europejskich nomadów, można niskim kosztem przetrzymać - byle do wiosny :-)
Zaprawiony do wędrówek i sypiania pod namiotem w najróżniejszych sytuacjach, nie miałem problemów z bytowaniem w spartańskich warunkach. A przy tym poznałem ludzi, bardzo przyjaznych, gościnnych i życzliwych.
Sporo wędrowałem po znanych i nieznanych szlakach pustyni Negev. Bardzo lubię te pustkowia pełne różnorodności. Chętnie bym jeszcze przemierzył szlaki i bezdroża Pustyni Judzkiej, ale nie wszystko jest takie proste, choć może w następnym sezonie...
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz