Strony

niedziela, 22 października 2023

Sztormowe Bukowe Berdo, 22.10.2023.


Sztormowe, huraganowe, apokalipsa, armagedon... Takich określeń można użyć opisując sytuację pogodową na Bukowym Berdzie w ostatniej dekadzie października 2023. I choć dla mnie były to warunki z jakimi spotykałem się już w poprzednich latach na tym pięknym bieszczadzkim grzbiecie, to jednak nigdy jeszcze takiej skali niepogody nie doświadczyłem. Ale zacznijmy od początku.

W przedostatni weekend października dołączyłem do grupy z OSiR Włoszczowa odwiedzającej moje okolice. Sobota przeznaczona była na poznawanie ciekawych miejsc powiatu brzeskiego i bocheńskiego, co gładko wykonaliśmy przy pięknej słonecznej i ciepłej pogodzie. Pełni nadziei podbudowanej prognozami pogody, w niedzielę wyruszyliśmy ku sercu Bieszczadów do Mucznego, by podchodząc na Bukowe Berdo, cieszyć się kolorami jesieni, zmieniającej swe barwy od zielonego do żółtego i pomarańczowego w złotych promieniach słońca, w ślad za zdobywaniem wysokości.

Po krótkim postoju w Solinie, ciesząc się obiecującą pogodą, pełni optymistycznych postanowień, ruszyliśmy do Mucznego.






No i tu się zaczęło... O ile wcześniej mieliśmy nadzieję na okno bezdeszczowej aury zapowiadane przez niektóre serwery pogodowe, to na miejscu zderzyliśmy się z nieco mniej pozytywną rzeczywistością. Właśnie tą, którą przewidziały dwie inne prognozy.
Wiejący niezbyt mocno wiatr i siąpiący deszczyk okazał się zapowiedzią tego, co miało nas spotkać na wyższym pułapie. Spodziewając się — aczkolwiek nie oczekując — takich warunków, byliśmy przygotowani na zimne podmuchy na górze, toteż każdy zabrał z sobą nie tylko kurtkę przeciwdeszczową, ale i dodatkowo poncho bądź długi foliowy płaszcz przeciwdeszczowy, by o ciepłej odzieży nie wspomnieć. Do tego odpowiednie buty, kijki trekkingowe i ...pozytywne nastawienie!

Ja zaś w obliczu niepogody swój aparat pozostawiłem na dole, zadowalając się jedynie możliwościami mojego leciwego telefonu. I to okazało się dobrym posunięciem.

W budce kasowej zakupiliśmy bilety wstępu do Parku Narodowego, przy czym żartowałem, że z uwagi na spodziewany brak widoków u góry, powinny być ulgowe. Ale takim zdobywcom jak w naszej grupie, żadna taryfa ulgowa nie była potrzebna.

Po wejściu do lasu na żółty szlak, deszczyk jakby nieco mniej przeszkadzał. Niemniej błotnista ścieżka nie ułatwiała poruszania się pod górę, bo doskonale widać było ile poślizgów kontrolowanych wykonali tu wchodzący.



Bukowe Berdo zawdzięcza pierwszy człon swej nazwy pięknym bukom porastającym jego zbocza, To właśnie ich magiczne barwy, na dole pełne zieleni, a im wyżej - żółcące się i złocące, były tym, co miejsce to czyni tak zachęcającym do jesiennej kontemplacji. I my akurat trafiliśmy na dobry termin, no, może gdyby nie ta pogoda... A co do drugiego członu nazwy - berdo to skalisty grzbiet.

Na granicy Parku zatrzymaliśmy się na chwilę odpoczynku, ale bardziej po to, by sięgnąć po wspomniane dodatkowe zabezpieczenie przeciwdeszczowe. Tu już siąpiący deszcz i coraz mocniejszy wiatr zapowiadały, co może nas czekać po wyjściu ponad granicę lasu. Co ważne, nikt nie zdecydował się na odwrót!



Otwarty teren powyżej tysiąca metrów pokazał jak mogą wyglądać warunki wymagające prawdziwej determinacji do zmierzenia się z nimi. Tu już nie było miękkiej gry, no, może tylko pod butami było miękko, mokro i ślisko. A gdy to tego dodamy porywisty wiatr i sunące po gruncie chmury, to już wspinanie się do linii grzbietu miało cechy walki o utrzymanie pionowej postawy. Choć na wypłaszczeniu przed grzbietem byliśmy jeszcze przez niego osłonięci...



Koniec szlaku żółtego jest przy dojściu do niebieskiego. Jesteśmy na wysokości 1160 metrów. Tabliczka na szlakowskazie przekazuje nam upragnioną informację — zdobyliśmy Bukowe Berdo. Co prawda wysokość tu podana 1201 metrów odnosi się do Szołtyni która góruje nad linią grzbietu zaledwie kilkaset metrów dalej w kierunku kulminacji o wysokości 1313 m oddalonej stąd o kilometr, to jednak w zastanych warunkach mamy pełną satysfakcję ze zdobycia grzbietu. Kto żyw, strzela pamiątkowe foty, ja za swój konterfekt dziękuję pani Marcie :-) której udzieliłem podobne wsparcie :-) :-)

Foto: Marta G.



Grupa na swój sposób szczęśliwa, choć nawet o bliskich widokach trzeba zapomnieć. Gdzieś tam w dolinach coś jeszcze majaczy, ale góry spowite są gęstą zasłoną pędzących chmur. Nie da się też nic opowiedzieć by choć wyobraźnia podsunęła niewidoczne obrazy, bo huraganowy wiatr nakazuje krzyczeć drugiej osobie wprost do ucha, a o objaśnianiu całej grupie nie ma mowy. I to dosłownie, a raczej bezsłownie...

Chmury z kłującymi twarz igiełkami lodu pędzą niczym Pendolino. Ale Bukowe Berdo to nie Włoszczowa, pędzące chmury ani myślą zwolnić biegu, a już na pewno nie mają tu swojego przystanku. Jedynie nasza grupa przystanęła na chwilę, by wspomniane kilkaset metrów pokonać do Szołtyni - najniższego szczytu Bukowego Berda.



Sztorm czy też huragan to jak najbardziej odpowiedni opis rwącej siły wiatru. Trzeba było sporej dozy zaparcia i samozaparcia, by przeciwstawić się tej niesamowitej dujawie. Czasem nawet trzeba było przystanąć, by nie dać się przewrócić, przed czym z ledwością się ratowaliśmy. Tym samym część załogi zdecydowała się na odwrót, co w tych warunkach rozsądek przedkładał nad radość zdobywania szczytów, która jakby chwilowo została tym wichrem przewiana...


Do Szołtyni doszło nas tylko dwóch, a ja jeszcze przeszedłem mały odcinek, by nagrać potargane wietrzyskiem ujęcie. Utrzymanie telefonu jako-tako stabilnie nie było możliwe, a na ujęciu powalająca siła spoza skali Beauforta nawet nie jest w pełni widoczna. Tym samym czując wilgoć wdzierającą się do ciała przez ubranie niestanowiące dostatecznej bariery przed deszczową zmarzniętą szprycą, mimo zewu gór pchającego mnie naprzód, po rzuceniu tęsknego spojrzenia w kierunku pobliskiej, acz niewidocznej Połoniny Dźwiniackiej, zawróciłem, mając przed oczami Muczne położone w cichej i malowniczej dolinie.



Przy skrzyżowaniu szlaków nie było już nikogo. Zdecydowanie teraz nie było tu ani widoków, ani pogody sprzyjającej kontemplowaniu okolicy. Takoż i ja zmieniłem szlak z niebieskiego na żółty, by mając przejaśnienia gdzieś nad Ukrainą, z najwyższą uwagą rozpocząć zejście po śliskiej ścieżce.




Bukowy las w połowie stoku zdawał się być oazą ciszy i spokoju. Choć wicher jeszcze szarpał koronami drzew, to w ich gęstwie nie był niemal odczuwalny. Także i mokre chmury zostały powyżej, nie spadając już deszczem z marznącymi igiełkami. Można było zdjąć kaptur i cieszyć się pięknem bukowej urody, mieniącej się znikającą zielenią i przychodzącym złotem. Ach, gdyby tak zaświeciło teraz pełne słońce i zapaliło te żółcie i pomarańcze...


Nad Mucznem jeszcze chmury, ale już nieco przegonione znad horyzontu. Na Jeleniowatym dobrze widać wieżę widokową, na którą wybrała się część grupy, na południu za lasami i pagórami kryły się masywy Kopy Bukowskiej i Krzemienia, których nie dane nam było podziwiać z góry. Ale plan wykonany - Bukowe Berdo zdobyte, a przeciwności którym musieliśmy sprostać, dały nam wielką satysfakcję z przeżycia niezapomnianej prawdziwej górskiej przygody. Nawet mimo błota na butach i spodniach, mimo częściowego przemoknięcia tu czy tam, na twarzach naszych malował się uśmiech właściwy ludziom schodzącym z gór. I żaden siekący deszcz go nie był w stanie zmyć, ani rwący wiatr nie był w stanie go zdmuchnąć. Napełniał nas bowiem ten duch gór, który choć czasem grozi i mrozi, to zawsze rozgrzewa serca. I nie inaczej było dzisiaj :-)




Kiedy już wszyscy się ogarnęliśmy — głównie z przyniesionego obficie błota, kiedy góry ogrzały nasze serca a gorąca herbata resztę ciała, ruszyliśmy w drogę powrotną do domów, ale nie żegnając Bieszczadów, a mówiąc "do zobaczenia wkrótce". I to z naciskiem na słowo "zobaczenia", bo w tej kwestii mieliśmy niejaki niedosyt...






Może i nie opisywałbym tego krótkiego epizodu górskiego, ale są dwa powody, które mnie przekonały do zamieszczenia niniejszego wpisu:
po pierwsze — pokazuję, jakie warunki zdarzają się w górach i trzeba być na nie przygotowanym,
po drugie — wyrażam uznanie dla mojej grupy za dobre przygotowanie pozwalające na zdobycie góry w tak trudnych warunkach. 

Włoszczowa górą...! A góry z Włoszczową :-)

Dziękuję za doborowe towarzystwo,
do zobaczenia na szlaku :-)

.

G
M
T
Y
Funkcja mowy jest ograniczona do 200 znaków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz