Kamienniki - Południowy i Północny długo czekały na mojej liście "do zdobycia". Wyraźnie je widywałem z "mojej" wieży widokowej na Szpilówce, ale jakoś zawsze leżały poza dłuższymi szlakami, które pokonywałem. Zabierałem się do nich wiele razy, ale jakoś brakowało połączenia z dłuższą trasą, przez co cierpliwie czekały w kolejce. Aż wreszcie w zespole dwuosobowym postanowiłem te dwa szczyty na jednym grzbiecie przewędrować.
Poniżej właśnie jedno z ujęć z wieży na Szpilówce na Kamienniki. Od lewej Łysina, następnie Przełęcz Sucha Polana, Kamiennik Południowy, Północny, siodło pozorne, bo dzielące bliższe i dalsze grzbiety, Grodzisko, a za nim zachodzące słońce.
Sierpień 2024 roku wyjątkowo sprzyjał wędrówkom. Ciepłe słoneczne i bezdeszczowe dni aż zapraszały do wędrówek. A że od niedawna dysponowałem samochodem, to trzeba było zaplanować trasę. Na punkt startu i powrotu zaplanowałem Porębę i stąd właśnie za zielonymi znakami wyruszyliśmy na podbój Kamienników.
Od razu trzeba było zmierzyć się z podejściem, które za ostatnimi domostwami okazało się dość strome. Na szczęście grzbiet nie był wysoki i po wdrapaniu się przez malownicze ostępy leśne spadające momentami obrywami ku wschodowi, mogliśmy podziwiać sam las, jak i piękne widoki z otwartego punktu widokowego. Panorama może nie była zbyt szeroka, ale i tak dostarczała wielu wrażeń.
Idąc po niemal płaskim i długim grzbiecie, wypatrywałem oznakowania Kamiennika Północnego. Nawigacja pokazywała niewielką kulminację, ale nie była ona oznaczenia stosownym słupkiem z tabliczką. Faktycznie, wzniesienie było niemal niezauważalne, więc tylko sfotografowałem miejscówkę i pięknie ocienioną drogą leśną zdążaliśmy w kierunku południowym.
Niebawem tuż przy szlaku dało się zauważyć dwa kopczyki kamienne, jakby dla potwierdzenia nazwy wyższego szczytu. Tutaj już ustawiono i słupek z tabliczką identyfikującą szczyt, podobne znaki przypięte były do pnia okazałego drzewa. Tym samym po wielu przymiarkach, szczyt Kamiennika Południowego oznaczonego jako po prostu Kamiennik, został zdobyty.
Ciągnący się łukiem grzbiet Kamiennika nie jest zbyt długi. Łagodnie schodzi do Suchej Polany, gdzie przy skrzyżowaniu szlaków na ławach odpoczywało kilkunastu wędrowców. Dla nas na odpoczynek było jeszcze za wcześnie, tym bardziej że na wcześniejszym punkcie widokowym zatrzymaliśmy się na kilka minut. Tym samym przełęcz wzięliśmy z marszu.
Od Suchej Polany podążaliśmy za znakami żółtymi i za śladami spływającej ze zbocza wody. Zatem polana nie była tak kompletnie sucha...
Przed wejściem na Łysinę, idąc chwilowo drogą biegnącą obok szlaku, doszliśmy do źródła wspomnianego cieku wodnego. Dzisiaj co prawda mamy jednodniówkę, ale gdybym tu szedł dłuższym dystansem, taki namiar mógłby się okazać przydatny. Zawsze bowiem staram się namierzyć przyszlakowe ujęcia wody.
Od Łysimy kolor szlaku zmieniamy na czerwony i od tej chwili znajdujemy się na Małym Szlaku Beskidzkim, ale tylko na krótkim odcinku. Mijając bowiem kolejny punkt widokowy, niebawem lekko wspinamy się na Lubomir. Niedawno kończyłem tu szlak zielony rozpoczęty na Przełęczy Gruszowiec, a i wcześniej tę lokalizację odwiedzałem niejednokrotnie. Obchodzimy posadowione tu obserwatorium astronomiczne i zawracamy.
Drogę powrotną zaplanowaliśmy przez Kudłacze. Miejsce to odwiedzałem w dzień jak i w nocy, a dzisiaj na łączce zasiadamy na skromne co nieco.
Przyglądam się też dwóm młodym dziewczynom, walczącym z namiotem przy jego rozstawianiu. Jak się okazuje, czynią to dopiero drugi raz, więc udzielam im krótkiego instruktażu, bo działanie to wyraźnie sprawiało im pewną trudność. Ich entuzjazm i radość wędrowania zapewne wynagradzają taki brak doświadczenia.
Schodząc od schroniska, za połacią lasu oglądamy się jeszcze za siebie. A przed nami ostatni odcinek, już między najwyżej położonymi zabudowaniami, skąd asfaltem schodzimy do Poręby. Przy rzeczce kończy się przygoda z Kamiennikami, a że tempo mieliśmy dobre, to do planu na popołudnie dokładamy moją ulubioną górę :-)
Ćwilin
Z Kamiennika zeszliśmy wystarczająco wcześnie, by w drodze powrotnej zaliczyć jeszcze jakąś górę. Jakąś, czyli szczególną, bo moją preferowaną, a raczej ulubioną. Tym samym kolejnym celem okazał się Ćwilin.
Góra ta jest drugą pod względem wysokości w Beskidzie Wyspowym, a jej zaletą jest źródło wody bijące nieco poniżej szczytu.
Wejście rozpoczęliśmy dziką ścieżką, niebawem łączącą się z niebieskim szlakiem. Podejście to jest najkrótsze, ale jednocześnie najbardziej strome. W sam raz na krótkie odwiedziny.
Widoki z Polany Michurowej były rozległe, choć przejrzystość powietrza nie pozwalała podziwiać odleglejszych szczytów. Tatry zaledwie majaczyły w oddali, zasnute bezkształtnymi obłokami. Niemniej bliższe góry i sąsiednie pasma pozwalały docenić walory widokowe Ćwilina.
Zajrzałem jeszcze do źródełka, przez chwilę wypatrywałem Babiej Góry kryjącej się za Luboniem Wielkim, po czym ruszyliśmy w dół ku przełęczy Gruszowiec, gdzie czeka mój hikerowóz :-)
Kamionna
Jadąc ku domowi, mijamy górę Kamionną. Szybkie sprawdzenie czasu i wychodzi na to, że w sam raz zdążymy na podziwianie zachodzącego słońca z niedawno wybudowanej na Kamionnej wieży widokowej. Podjeżdżamy zatem od strony przełęczy Rozdziele Widoma do końca asfaltu i forsownym marszem zdobywamy szczyt i samą wieżę. W samą porę, bo spektakl na koniec dnia właśnie się rozpoczyna. W towarzystwie sporej ilości widzów spoglądamy dokładnie w kierunku zachodnim i żegnamy tak dobrze spędzony dzień w górach.
Kamienniki, Lubomir, Łysina. Kudłacze, Ćwilin i Kamionna. No i wreszcie zdobyte te pierwsze, a przyklepane po raz kolejny te pozostałe. Piękny dzień, może tylko zabrakło biwaku na Ćwilinie, ale cała reszta udała się znakomicie...
...takie to jest górskie życie! :-)
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz