Co zabrać na trzytygodniowy wypad w najwyższe partie Karpat? Jak się spakować by było lekko, ciepło i sucho? Ile zabrać jedzenia i jakiego? A wody? No i wreszcie - jak wypadła analiza sprzętowa po powrocie?
Na te pytania odpowiem fotograficznie, w formie zestawienia w tabeli (wiem, że to lubicie) i w formie opisowej analizy. Sam zadawałem sobie powyższe pytania, a odpowiedzi poszukiwałem w relacjach wędrowców poprzedzających mnie na tamtych trasach. Mimo swego doświadczenia, zawsze warto skorzystać z dobrych porad i wzorców, zwłaszcza z perspektywy specyfiki miejsca i czasu.
Pakowałem się na transport samochodem, który pozwalał zabrać coś więcej i wozić w bagażniku, doposażać się, przepakować i uzupełnić zapasy. W zestawieniu uwzględnię listę na Fogarasze, jako najbardziej wymagające i najdłużej trwające wędrówki.
Tabelę tworzyłem w Google Docs, więc wyszła nieco inaczej sformatowana niż we wcześniejszych podobnych wpisach. Trochę dziwna w układzie, ale przyjmując iż nadal jest czytelna uznałem, że nie będę jej modyfikować.
Rzeczy plecakowe posortowane są od najcięższej pozycji.
Tabela ma kolory sformatowane tak dla ciemnego tła na komputerze, jak i dla białego na smartfonie.
Kilka pozycji z tabeli nie zgadza się z tymi ze zdjęcia. Fotografię wykonałem przed pakowaniem, a w ostatniej chwili zaszły jeszcze drobne zmiany - inne buty, do tego inna para skarpet, scyzoryk zamiast Swiss Card. W trakcie wyjazdu, na bazie worka na śmieci wykonałem worek do pompowania materaca. Nie ma go w spisie wagowym, bo pojawił się po czasie planowania i pakowania. Zważony po powrocie - 29g. Będzie o nim opisowo.
Długo się też zastanawiałem nad zabraniem lustrzanki - to ponad kilogram! Jednak i akumulator i karta pozwalały na nieograniczoną niemal ilość zdjęć, szybkość fotografowania także nieporównywalnie na korzyść w porównaniu do smartfona, no i zoom optyczny... Ważyło, ale kilkaset zdjęć można obejrzeć spośród większej liczby wykonanych w terenie... :-)
Co nie weszło do pracy?
- Spodni przeciwdeszczowych nie założyłem ani razu,
- poncho w zasadzie też nie zostało użyte, ale bez niego nie wyszedłbym na kilkudniowy górski szlak,
- grubsze skarpety nie wyjrzały z worka,
- drugi lekki podkoszulek podobnie,
- rękawiczki Quechua wzmacniane - zapomniałem nawet o nich, ale i tak by się nie przydały,
- polar Forclaz 50 założyłem tylko raz, inne pozycje mogłyby go spokojnie zastąpić.
Nie zabierając wspomnianych wyżej pozycji - około 700 gramów (poncho nie wliczone - na trzy tygodnie trzeba wziąć) i dodatkowo aparatu fotograficznego na rzecz smartfona, zszedłbym z wagą bazową poniżej 6 kilogramów. Nie było mimo to zbyt ciężko, choć z pełnymi zapasami i pod górkę... Nooo... - lekko też nie było ;-)
Nowości na liście.
Tych było niewiele:
Śpiwór Małachowski UL500III. Trzecia odsłona ultralekkiego puchacza na letnie górskie i przejściowe wiosenno - jesienne warunki.
Niesamowita lekkość i kompaktowość i zaskakująca przy tym termika. Rozmiar "M" dobrze był dopasowany do moich gabarytów, szybko łapał ciepło generowane przez organizm. Wyraźnie poprawiony footbox porównując do drugiej generacji, choć dopieściłbym go estetycznie. Wypożyczony na tę eskapadę od producenta, za co ciepło (nomen-omen) dziękuję. Mając drugą generację trzysetki i dziewięćsetki, nie widziałem lepszej pozycji na przewidywane w rumuńskich Karpatach warunki. Najniższa temperatura na biwakach powyżej 2.000 metrów spadała do 5°C. Zawsze było ciepło z zapasem.
Buty Merrell Moab 2 - klasa sama w sobie.
Wygoda i pewność stąpania z doskonałą przyczepnością i prawidłową wentylacją. Pozycja godna polecenia na suche warunki. Lekki deszczyk dało się odczuć przez siatkę, ale to nie są buty wodoodporne, więc to też i nie wada. Jest też wersja GTX (Goretex) tych butów. Dzięki Kaz!
Worek do pompowania materaca wykonany na bazie worka na śmieci (29 gramów). Można użyć wystarczająco pojemnego i mocnego worka. Ten element jest powszechnie dostępny, lekki i tani. Dodatkowo ułatwia pompowanie i zapobiega dostawaniu się wilgoci z oddechu do wnętrza materaca.
Wykonanie jest proste. Na położony na płasko worek, w którymś z dolnych narożników naklejam kwadratowy odcinek srebrnej taśmy. Takiej mocno trzymającej, grubszej, zbrojonej. Czyli najczęściej będącej elementem zestawu naprawczego. Następnie przewracam worek na lewą stronę i w tym samym miejscu naklejam drugą łatkę. W ten sposób narożnik jest z obu stron wzmocniony taśmą.
Następnie nacinam środek łaty na krzyż. Robię dodatkowe nacięcia pomiędzy ramionami krzyża i mam osiem nacięć promienistych czy w gwiazdkę. Długość nacięć powinna być dopasowana do średnicy zaworu materaca.
![]() |
| Żółte - średnica zaworu, czerwone - nacięcia |
Teraz gdy w gwiazdkę tych nacięć wciskam zawór, gwiazdka rozchyla się, obejmując zakrętkę zaworu, wystarczająco ją uszczelniając. Otwieram worek i łapię powietrze - w górach prawie zawsze wieje :-) Napełniony worek zwijam przy wlocie i delikatnie ściskając go, przetłaczam powietrze do materaca. W zależności od wprawy (trochę jednak potrzeba) i pojemności worka, do napełnienia materacyka potrzeba do trzech pojemności worka. Mam też duuuży fabryczny, ale za duży i zbyt ciężki.
Na czas łapania powietrza można worek zdejmować z zaworu, ale trzeba najpierw zakręcić zawór, zdjąć worek, złapać dmący wiatr do środka, zawinąć wlot i ponownie zainstalować na zaworze. Nacięcie w gwiazdkę utrzymuje względnie samoistnie zamykający się otwór do pompowania, a niewielki upływ powietrza nie jest problemem.
Przy naklejaniu łatek z taśmy srebrnej lub podobnej, można podłożyć pod spód nieco mniejszy kawałek gumy np. z dętki rowerowej, by lepiej uszczelniał otwór na zaworze. U mnie jednak dwie warstwy przylepca działały wystarczająco dobrze. Dopóki powietrza nie brakuje, jego straty przy pompowaniu są nieistotne :-)
![]() |
| Były jeszcze później drobne zmiany w niektórych pozycjach... |
Diagram interaktywny w nowym oknie (z obrazka powyżej)
Jedzenie i picie
Chyba nie muszę przekonywać, jak ważne jest odpowiednie odżywianie się w trakcie kilkudniowej górskiej wędrówki. Równie ważne co mam w menu jest i to, kiedy i jak jadam.
Śniadania są u mnie lekkie, czasem wręcz symboliczne. W ciągu dnia jedna - dwie przekąski, a dopiero późnym popołudniem nieco treściwsza obiadokolacja. To właśnie ostatni posiłek dnia ma dostarczyć mi energii na dzień następny, nie obciążając żołądka w czasie snu. Ale i tak zwykle wędruję na lekkim głodzie, czyli wtedy gdy pracuję ja - żołądek odpoczywa, zaś kiedy odpoczywam ja - do pracy wchodzi układ trawienny, ale dbam o to, by miał lekkie zadanie.
Podstawą mojej diety są liofilizaty z Decathlonu (dzięki za wsparcie Kaz) i mojego przepisu owsianka wieloskładnikowa. Do tego uzupełniająco i anty-monotonnie dochodzi puree ziemniaczane z podsmażaną suszoną cebulką oraz kuskus z suszonymi pomidorami. W odwodzie mam płatki ryżowe oraz zupki Knorr i Amino z makaronem, które przyrządzam wtedy gdy mam dostęp do pieczywa, robiącego za wkładkę zagęszczającą. W zapasie jechało też musli, ale zapas wrócił nienaruszony. Peronin także nie doczekał się okazji do wzmocnienia moich sił.
Gdy była możliwość uzupełnienia zakupów, pojawiały się banany, pieczywo, pasztet, salami i ser żółty. To, czego z tej listy nie zjadłem na bieżąco będąc w cywilizacji, można było na trasie zużyć w ciągu kolejnych dwóch dni.
Sprawdzoną i lubianą przekąską były ciasteczka wielozbożowe BelVita i czekolada.
Jak łatwo zauważyć, z wyjątkiem świeżych produktów dokupywanych doraźnie, pozostałe należą do grupy długoterminowych i nie muszą być zjadane w konkretnym dniu. Co zostanie - czeka na następne górołażenie :-)
Napoje nie są już tak urozmaicone. Przeważa w ciągu dnia woda z Litorsalem, magnezem i multiwitaminą, zaś z rana i wieczorem gorąca herbata, rzadziej kawa 3w1. Cywilizacja zaś skutecznie kusi piwem, ale tego napoju nie zabieram na szlak. Dbam też by po dziennym niedopijaniu wieczorna herbata uzupełniała deficyt płynów. Niekiedy rozrabiam dodatkową butlę z elektrolitami, zwłaszcza gdy jest dostęp do czystej źródlanej wody której nie trzeba filtrować, uzdatniać czy gotować.
![]() |
| Część surowców zamieni się niebawem w autorskie kompozycje żywieniowe :-) |
![]() |
| Przygotowania do konfekcjonowania owsianki. |
Gdy spoglądam na swoje rzeczy i później na listę sprzętową, niewiele jest pozycji które chciałbym wymienić na lepsze, lżejsze czy mniejsze. W zasadzie doszedłem już do etapu, z którego wykręcanie wyników lekkości jest bardziej sztuką dla sztuki. A właśnie dla tej - dosłownie - sztuki, wciąż noszę ciężką lustrzankę dodającą dobrze ponad kilogram z dodatkami typu zapasowy akumulator i ładowarka. Aparat kilkunastoletni, poobijany, z którego dwukrotnie odpadał obiektyw - co po naprawie skutkuje nie zamykaniem się przysłony na szerokim końcu i gubieniem ostrości przy ustawieniach na nieskończoność. Matryca też już nie szokuje rozpiętością tonalną, bo niektóre smartfony w korzystnych warunkach lepiej pokazują swój pazur. Ale na razie ekonomia nie puszcza i pewnie prędko nie puści...
W pogoni za lekkością sprzymierzeńcami są ...waga kuchenna i arkusz kalkulacyjny. Te dwa elementy sprawnie zmienią sposób pakowania się na szlak - z lekkomyślnego na lekki ;-)
No i zawsze zabieram pozytywne nastawienie i uśmiech. To zapewnia mi niesamowitą lekkość bytu...
...czego i Wam życzę :-)










Fajne podsumowanie, z którego wyraźnie widać, że generalnie sprzęt jaki zabierasz, to ten potrzebny. Bo nie ma tam zbędnych rzeczy. Ja mam podobnie, że obecnie w plecaku mam tylko rzeczy używane. I to jest istotne, bo właśnie takie dodatkowe przedmioty, co "może się przyda", robią niepotrzebnie wagę, a często i tak się ich nie używa.
OdpowiedzUsuńDzięki Arturze :-)
UsuńKiedyś nosiłem rzeczy całkowicie niepotrzebne, aż wreszcie po powrocie zacząłem analizować co mi zbywa w plecaku i wreszcie okazało się, że potrzeba niewiele... Ale ważne, by to co zabieram było dobrze dobrane do warunków i pewne w użyciu, ewentualnie dało się naprawić w polu.
Chyba każdy dłużej wędrujący dochodzi do takich wniosków, nawet jeśli się nie jest zakręconym na punkcie maksymalnej lekkości :-)
Pozdrawiam i do spotkania na szlaku.