Być w Gorcach i nie widzieć papieża... znaczy... ...Turbacza! :-)
No tak, - Turbacz to tak przy okazji i schronisko na nocleg. Ale to tylko część wędrówki.
Pierwotnie miała to być pętla od Rdzawki do Rabki, ale zawirowanie komunikacyjne rzuciły nasz dwuosobowy zespół na start do Klikuszowej. Czarny szlak prowadził za cmentarz i łagodnie pod górę.
Na trasie spomiędzy połaci lasu otwierały się co jakiś czas widoki na okolicę, głównie na kierunku południowym. Rzadko obierany szlak obfitował w borówki / czarne jagody i poziomki, więc żerowaliśmy bez pośpiechu.
Dochodząc do skrzyżowania ze szlakiem żółtym pod Miejskim Wierchem, otworzył się widok na sąsiedni z lewej grzbiet z Solniskiem i masywem Turbacza niemal na wprost. Na mijanej polanie dostrzegłem przy zagrodzie murowany szałas, w którym o mało nie zostałem na noc kilka lat temu. Jednak z braku wody, pomaszerowałem wtedy do schroniska.
Od Kaplicy Matki Bożej Królowej Gorców na Polanie Rusnakowej, tajną ścieżką odbiliśmy do równie tajnej lokalizacji. No, może nie tak tajnej, co położonej poza znakowanymi szlakami.
Odwiedziwszy owo miejsce, przeszliśmy w kierunku Hali Turbacz, po drodze rozkoszując się przeobficie owocującymi borówkami. Trafiliśmy też na pień drzewa wypalony na skutek uderzenia pioruna.
Hala Turbacz przywitała nas Szałasowym Ołtarzem, gdzie pozwolenie od baców na biwak pod namiotem dla mnie, pewnie już wygasło. Ale może jeszcze kiedyś rozbiję się tu na noc. A tymczasem podchodzimy do Czoła Turbacza, by ogarnąć przeciwległą połać grzbietu od Hali Długiej do schroniska. Po krótkim postoju schodzimy żółtym szlakiem do Przełęczy Borek, za którą przekraczamy Kamienicę i poszukujemy dzikiej ścieżki sprzed lat. Gdyby nie precyzja Mapy.cz, wejścia na ścieżkę mógłbym nie znaleźć, gdyż przy rzeczce było prawie niewidoczne. Ale skoro już udało się trafić, to po nieco forsownym podejściu wyszliśmy na polanę Jaworzyny Kamienickiej, by odpocząć przy najstarszej gorczańskiej kapliczce z 1904 roku, ufundowanej przez Tomasza Chlipałę, bardziej znanego jako legendarny Bulanda. Cisza i piękne widoki wynagradzały trudy wędrówki.
Zamykamy pętlę do Turbacza. Od Źródełka Miłości Hala Długa i Hala Turbacz prezentują się bardzo malowniczo. Na Długiej pasą się liczne owce i mniej liczne kozy. Próbuję z nimi porozmawiać, ale te ani me ani be... ;-) Przy szałasie pasterskim okazuje się, że serów nie ma...
Czas w sam raz na zachód słońca. Mijając schronisko, wychodzimy na szczyt Turbacza w nadziei na barwny spektakl. Niestety, gęsta warstwa chmur zasnuwająca zachodnie niebo, skutecznie pozbawia nas spodziewanego widowiska. Liczymy na jakiś skromny prześwit z odrobiną tarczy słonecznej, ale bezskutecznie. Lekko zawiedzeni wracamy o zmroku do schroniska. Sala muzealna będzie naszą sypialnią, bo po wodzie i chlebie - najlepiej na glebie! :-) To taki mój schroniskowy minimalizm.
Wczorajszy zachód słońca był bezobjawowy, więc pobudka na sam początek dnia dawała nadzieję na rekompensatę dla duszy spragnionej przedstawienia o świcie. Kiedy ranne wstają zorze, wszystko się tu zdarzyć może. No i chociaż pomarańczowa tarcza nie wychynęła znad samego horyzontu, to jednak nisko rozespane chmury wypuściły ją po kilku minutach. Zaobłoczone słońce i ścielące się nad dolinami gęste mgły poinformowały, że nie ma się co definitywnie zrywać tak skoro świt, więc zawinąłem się jeszcze w ciepły śpiwór, by skorzystać z jego miękkiej przytulności.
Kiedy gwar ludzki stał się permanentnym budzikiem, trzeba było zwijać majdan i pomyśleć o śniadaniu. Celebrując poranny posiłek, pogwarzyliśmy jeszcze z bywalcami schroniska, po czym bez pośpiechu wyruszyliśmy na szlak.
Czerwony szlak prowadził ponownie przez Turbacz i karmieni znanymi widokami i pamiętanymi miejscami, dotarliśmy do Starych Wierchów.
Dwudniowa trasa zamknęła się dystansem 24 km pierwszego dnia i 13 km drugiego. Przez te dwa dni szedłem już ścieżkami które nieraz przemierzałem, przez co brakowało mi pierwiastka odkrywczego na choćby krótkim odcinku nieprzebytego jeszcze szlaku bądź ścieżki. Niemniej bycie w Gorcach to zawsze przyjemność, a powtarzana przyjemność jest tym bardziej przyjemna :-)
Niebieski szlak prowadzący na Kułakowy Wierch czyli do Rdzawki, był cichy i spokojny, z niewielką liczbą mijanych turystów. Za sobą zostawiliśmy Obidową w dolinie i trzy grzbiety schodzące się na Rozdzielu. Spoglądając na kopalnię piaskowca, po relaksującym marszu dotarliśmy do wspomnianego Kułakowego Wierchu, przed którym spotkaliśmy gospodarza tego terenu, wraz z córką, po obfitym zbiorze borówek. A za wierchem już Zakopianka i Rdzawka, skąd transportem kołowym powróciliśmy do domów.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz